VII Prywatne LO. Piątka bis goni piątkę

Olga Szpunar
21.04.2011 aktualizacja: 2011-04-20 23:10

Uczniowie VII Prywatnego LO w Krakowie
Uczniowie VII Prywatnego LO w Krakowie
Fot. Przemysław Matląg / Agencja Gazeta

Możesz, ale nie musisz - to zasada, wedle której traktowani są najzdolniejsi uczniowie VII Prywatnego LO w Krakowie. - Nie pcham ich na olimpiady, bo nawet jeśli mają potencjał, a chęci brak, to nic z tego nie będzie - uważa dyrektor Piotr Machowski.

Uczniowie VII Prywatnego LO w Krakowie
Fot. Przemysław Matląg / Agencja Gazeta
Uczniowie VII Prywatnego LO w Krakowie
Uczniowie VII Prywatnego LO w Krakowie
Fot. Przemysław Matląg / Agencja Gazeta
Uczniowie VII Prywatnego LO w Krakowie
ZOBACZ TAKŻE
Szkoła leży u stóp Wawelu przy końcu ulicy Grodzkiej. Na podwórku przed wejściem do niej rzędem stoją uczniowskie rowery, jest też kilka skuterów. Gdy woźny zaczyna podlewać ogród, uczennice skaczą przez zmoczony wodą chodnik. - Fajnie tu - mówi Natalia z III klasy. - A co jest najfajniejsze? - pytam. - Że po skończonych lekcjach nie trzeba biegać na korepetycje, bo w tym liceum naprawdę uczą tyle, ile trzeba. Żaden nauczyciel nie narzeka, że nie może zdążyć z materiałem, i każdemu z nas poświęca tyle czasu, ile tego potrzebujemy - odpowiada.

Wszystko to jest możliwe, ponieważ do prywatnej "siódemki" chodzi teraz tylko 81 uczniów. Takich, którzy za egzamin gimnazjalny i świadectwo zdobyli ponad 160 punktów. - Chętnych było więcej, ale my dużej szkoły nie chcemy. Chodzi nam o to, aby każdy każdego tutaj dobrze znał - mówi kierujący liceum Piotr Machowski.

VII Prywatne Liceum Ogólnokształcące w Krakowie powstało w 1994 roku. Jednym z jej założycieli i pierwszym dyrektorem był Mieczysław Stefanów, który wcześniej przez lata rządził V LO im. Augusta Witkowskiego.

W szkole uczą absolwenci "Witkowskiego", dlatego liceum bywa nazywane "piątką bis". Dyrektor Machowski twierdzi, że to miłe, choć przyznaje, że nadszedł czas, aby do porównań się zdystansować. - Chcę, aby o liceum mówiono w jego własnym kontekście, a nie w kontekście innej szkoły. Mamy przecież własne sukcesy - zauważa.

Jednym z takich sukcesów jest trzecie miejsce szkoły w rankingu małopolskich liceów "Gazety". Szkoła zapracowała na nie samymi wynikami matury 2010. W ubiegłym roku nie miała żadnego olimpijczyka, bo - jak przyznaje dyrektor - bardzo zdolną młodzież trudno czasem namówić na start w konkursie. - A jak ktoś sam nie chce, my nie przymuszamy. Takiemu zdolnemu zawsze mówimy: "Jesteś dorosłym człowiekiem. Masz możliwość odnieść sukces w olimpiadzie, ale masz też prawo w ogóle nie być nią zainteresowanym" - mówi dyrektor.

Wyraźnie zaznacza, że tegoroczny wysoki wynik szkoły w naszym rankingu to nie jednorazowy wybryk, ale sukces wielu rzetelnie przepracowanych lat (w ubiegłym roku liceum zajęło w naszym rankingu 18. miejsce). A na tę pracę szkoła ma swoją koncepcję. I trzeba przyznać, że wyprzedziła ona o kilka lat wprowadzane dopiero teraz reformy Ministerstwa Edukacji.

Katarzyna Hall chce, by dopiero po pierwszym roku nauki w liceum uczniowie wybierali profil klasy, w jakiej chcą się uczyć. Zmiany wejdą do szkół za rok. Tymczasem w "siódemce" ta zasada działa od lat. - Młodzież, która kończy gimnazjum, jest zbyt mało dojrzała, by od razu wybierać profil klasy. Idą do takiej o profilu humanistycznym, bo chcą zostać prawnikiem, a za rok im się zmienia i zaczynają myśleć o medycynie. Tyle że po humanistycznej klasie, gdzie większy nacisk położony jest na polski niż na chemię i biologię, to już nie jest takie łatwe - tłumaczy dyrektor.

Przez pierwszy rok szkoła pracuje więc z uczniami nad odnalezieniem ich mocniejszych stron i sprecyzowaniem zainteresowań. Profile wybierają sobie dopiero po pierwszej klasie.

Krzysiek Góralczyk (II klasa), zanim trafił do " siódemki", chodził do I LO im. Bartłomieja Nowodworskiego.

Denerwowało go to, że w "Nowodworku" od razu musiał się określić, czy chce być humanistą, biologiem, czy matematykiem. Nie chciał od pierwszego roku chodzić do profilowanej klasy. - W "siódemce" pod tym względem jest fajniej, ale są też minusy - przyznaje. Wolałby na przykład, aby w szkole było więcej uczniów. - Wtedy zawsze jest większa szansa, że podczas przerwy można na korytarzu spotkać kumpla, który ma podobne poglądy i zainteresowania. Gdy uczniów jest mało, wybór znajomych jest znacznie ograniczony. Ale cóż, nigdzie nie jest idealnie - podsumowuje.

Tomek Strześniawski z III klasy chwali przygotowujące do matury fakultety, na których przy okazji zawsze może nadrobić to, czego nie zrozumiał na lekcji: - Taki już jestem, że czasem w nauce trzeba mnie przycisnąć. Nauczyciele to wiedzą i siedzą nade mną tak długo, aż zyskają pewność, że opanowałem materiał tak, jak oni by sobie tego życzyli.

Źródło: Gazeta Wyborcza Kraków

Zobacz więcej na temat:

  • 11 komentarzy
  • Drukuj
  • Ocena:

    • słabe
    • nic specjalnego
    • dobre
    • bardzo dobre
    • znakomite

    5 głosów

    • Re: VII Prywatne LO. Piątka bis goni piątkę miluszka 21.04.11, 15:13

      odnośni ekosztów. Teraz nie wiem, ale jak chodziły moje córki, to bylo nieco taniej niż w przecietnych prywatnych szkołach. Potwierdzam, było fajnie, bez cisnienia na spektakularny sukces. »